Większość mieszkańców Grenlandii – aż około 90 procent – skupia się w kilkunastu miastach zlokalizowanych przede wszystkim na zachodzie i południu wyspy. Jej wschodnia strona może pochwalić się zaledwie jednym założeniem tej rangi. Pewne więc było, że na terenach swoistej Grenlandii B nie czekała mnie wyprawa pod hasłem „urbanizacja”. Zamiast tego wypadało nastawiać się na nawiązanie powściągliwej relacji z surową arktyczną naturą.
Na wschodniogrenlandzkiej prowincji
Pozostałe 10 procent ludności zamieszkuje niewielkie osady. Doliczono się ich około 60, z tym jednak zastrzeżeniem, że ci, którzy tego dokonali, uwzględnili też opuszczone wioski o randze kilkuchałupowych dowodów na to, że w tym czy innym miejscu pośród arktycznych skał kiedyś mieszkali jacyś ludzie.
Perspektywy demograficzne grenlandzkich osiedli ludzkich, poza dosłownie kilkoma największymi miastami, nie są optymistyczne. Raptownie postępującym wyludnieniem dotknięte są wszystkie miejscowości, które miałem okazję odwiedzić na wschodzie Grenlandii.
Osada Kulusuk
Gate(away) Grenlandii Wschodniej
Osada Tasiilaq
Dwutysięczna stolica wschodu
Osada Tiilerilaaq
Przez lód zepchnięta na drugi plan
Osada Kuummiut
Zakupy, pranie, boisko i cmentarz
Osada Sermiligaaq
O twarzy kobiety z pazurem
Amerykanie byli tu
Szczególny i zmasowany wręcz wymiar antropopresji na terytorium Grenlandii zapewniła amerykańska obecność wojskowa. Siły Stanów Zjednodzonych zaprosił bez wiedzy krajowego zwierzchnictwa duński ambasador w USA, Henrik Kauffmann w odpowiedzi na grenlandzkie zapędy Rzeszy. Działanie dyplomaty, choć potępione zdradziecką definicją jego czynów, zapewniło jednak Grenlandii – za pośrednictwem amerykańskiego protektoratu – względny spokój w czasie drugiej wojny światowej, czemu zajęty lokalnymi sprawami duński rząd nie był w stanie poświęcić należytej uwagi. Konsekwencje zaprzedania duszy Stanom Zjednoczonym Grenlandia odczuwa jednak po dziś dzień. Wystarczy wymienić chociażby wciąż działającą bazę Pituffik Space Base (dawniej: Thule Air Base) położoną na północnym zachodzie wyspy.
Świadectwem obecności USA we wschodniej Grenlandii jest zaś przede wszystkim porzucona w 1947 roku jednostka Bluie East Two.
Opuszczona amerykańska
baza wojskowa Bluie East Two
Jedyny w swoim rodzaju arktyczny urbex
Pod żaglami Join Usa
Konsekwencją braku sieci drogowej między poszczególnymi miastami i osadami jest rozwój połączeń realizowanych psimi zaprzęgami oraz statkami powietrznymi, w tym także helikopterami. Lądowe odseparowanie od reszty świata kompensuje też internet, który wbrew pozorom jest tu dość powszechnie dostępny. Konto na Facebooku posiada ponad 80 procent mieszkańców wyspy!
Realia geograficzno‑komunikacyjne Grenlandii sprawiają, że najlepszą ofertę w zakresie przemieszczania się po jej wschodniej stronie przedstawiają jednostki pływające. Moim arktycznym domem na siedem nocy stała się więc mikrokajuta na dziesięcioosobowym jachcie S/Y Join Us, a towarzyszami podróży – niezrównana załoga z kapitanem Markiem Kapołką na czele. Mam graniczące z pewnością przypuszczenia, że jego słowotwórcze komendy, bym – pełniąc dyżur za kołem sterowym – płynął „lewiej” lub „prawiej”, zakotwiczyły się w mojej pamięci z siłą dwudziestokilogramowego „kota” zrzucanego co wieczór z dziobu Join Usa wprost do grenlandzkich fiordów.
Po arktycznych wodach w ciągu 52 godzin przepłynęliśmy w sumie 228 mil morskich. Jedna z nich została dumnie zaprotokołowana w dzienniku pokładowym jako pływanie na żaglach. Na więcej nie pozwoliły niesprzyjające warunki wietrzne oraz niezbadane grenlandzkie wybrzeża. Mapy tych obszarów najczęściej albo nie istnieją wcale, albo są nieprecyzyjne do tego stopnia, że mylą wodę z lądem. Powodzenie wyprawy zostało więc powierzone kapitańskiej intuicji oraz silnikowi Diesla.
Przekleństwo Titanica
Grenlandzka pokrywa lodowa rozpościera się na powierzchni 1,8 miliona kilometrów kwadratowych. W objętości sięgającej 2,7 miliona kilometrów sześciennych zmagazynowanych jest około siedmiu procent ziemskich zasobów słodkiej wody, których całkowite stopnienie wiązałoby się z podniesieniem poziomu wód oceanu światowego o siedem metrów.
Nie trzeba być klimatologiem, by pływając po wodach Grenlandii, dostrzec wyraźne symptomy postępującego globalnego ocieplenia. Jedne osiągają kilka, inne nawet kilkaset metrów wysokości, przybierając przy tym barwy od soczyście niebieskiej po nienaturalnie wręcz białą. Mnogości fikuśnych kształtów gór lodowych podstępnie zanurzonych w oceanicznych głębinach nie zrodziłyby nawet najpłodniejsze artystyczne umysły! Wizja slalomu między nimi, szczególnie w najgęściej utkanych lodem fiordach, do których bez wątpienia należał Sermilik, załogę Titanica skutecznie pozbawiłby prawa do wiecznego odpoczynku.
Waleń, waleń pokaż płetwę
Nie wszystko, co pływające w grenlandzkich wodach, niesione było bezwładnie mocą wiatru, prądu czy pływów. Czasem takie „coś” posiadało zdolność samodzielnego przemieszczania się. Najczęściej – i w sumie też całkiem często – przyjmowało postać płetwala karłowatego, który – jak sama nazwa wskazuje – nie jest zbyt imponującym rozmiarowo przedstawicielem waleniowego grona. Mam jednak pewne, niepoparte wszak tytułem naukowym z dziedziny biologii, przypuszczenia, że przed kadłubem Join Usa zaprezentował się także potężny kaszalot!
Ułatwieniem dla zawodnego zmysłu wzroku, niedomagającego na dalekich dystansach w odróżnianiu wielorybów od gór lodowych, były donośne odgłosy wyrzucanej przez te pierwsze wody, którą efektowna grzbietowa salwa na długie sekundy potrafiła zawiesić w powietrzu.
PS Nie wszystko waleń, co się rusza – przemieszczającemu się wzdłuż fiordów jachtowi towarzyszyło także arktyczne ptactwo, którego gatunków – mimo iż jako kilkulatek dostałem na gwiazdkę od pewnej seniorki z dalekiej rodziny ilustrowany atlas ornitologiczny – nie byłem w stanie zdemaskować.
Nieproszona gościni
Nikt jej tu nie zapraszał. Nikt się jej nie spodziewał. A jednak wpadła w połowie sierpnia na grenlandzkie niebo, ubarwiając niejedną noc pokazem, jakiego nie doczekałem się, rezerwując przed laty wyjazdy podporządkowane właśnie temu, by ją zobaczyć. W jej zielonkawym towarzystwie nawet nocne wachty kotwiczne nie dawały się we znaki. Zorza polarna okazała się nieoczekiwanym i niezapomnianym uświetnieniem rejsu po Grenlandii Wschodniej.
Czescy szpiedzy
W ślad za Join Usem z zaskakującą konsekwencją i wiernością podążał czeski jacht Global Surveyor, udowadniając, że na wschodniogrenlandzkim odludziu dość trudno wykombinować alternatyrną trasę rejsu. Nasi południowi sąsiedzi byli jednak na szczęście jedynym dostrzegalnym gołym okiem przejawem międzynarodowej turystyki we wschodniej Grenlandii. I właśnie tą dziewiczością tak łatwo się zauroczyć.
Źródła
- https://bank.stat.gl/pxweb/en/Greenland/Greenland__BE__BE01__BE0120/BEXSTD.px/
- https://guidetogreenland.com/about-greenland/travel-information/21-basic-facts-about-greenland-an-essential-guide/
- https://guidetogreenland.com/about-greenland/travel-information/29-facts-about-greenland-for-beginners/
- https://napoleoncat.com/stats/facebook-users-in-greenland/2023/02/