Sermilik oznacza „miejsce, w którym jest lód”. To określenie, będące imieniem fiordu stanowiącego wodne połączenie komunikacyjne z wioską Tiilerilaaq (dawniej Tiniteqilaaq), jest wybitnie nieprzypadkowe. Zaryzykuję wręcz twierdzenie, że to unikalna na skalę światową pływająca galeria rzeźb lodowych autorstwa Matki Natury. Wraz z wkomponowanymi weń kolorowymi drewnianymi domkami niewielkiej osady, stała się bodaj najpiękniejszym pejzażem, jaki ujrzały moje oczy we wschodniej Grenlandii.
Martwa natura
Komitet powitalny na niewielkim i dość chwiejnym pomoście utworzyła martwa foka oraz trzy równie nieżywe podgniwające płaszczkopodobne stworzenia przywiązane do jednej z podpór w smętnym dryfie do góry brzuchami. W wodzie tuż obok molo zatopiona była foliowa torba z nabojami, które – choć są tu dostępne w każdym sklepie, z uwagi na ograniczoną ich liczbę, nie wykreowały chyba aż takiej nadpodaży, by można było topić patrony w fiordach. W jednej z zacumowanych łódek trwała właśnie kolacja najbardziej uroczysta, jak to było możliwe w surowych grenlandzkich warunkach.
Na brzegu zadomowiła się natomiast sporej wielkości czaszka najprawdopodobniej jakiegoś wodnego ssaka. Ponieważ los nie dość dokładnie oczyścił ją jeszcze z miękkich tkanek, przebywanie w pobliżu kostnego artefaktu obfitowało w niezapomniane przeżycia zapachowe. W tę wonną aurę wpisał się też portowy śmietnik, rozkradziony najpewniej przez ptaki lub okoliczne psy w poszukiwaniu resztek jedzenia, wśród których dało się znaleźć… keczup Pudliszki – Polacy byli tu, a następni dotarli jeszcze zanim grenlandzka służba utylizacji odpadów zdołała zdać sobie z tego sprawę.
Kolejny przejaw martwej natury zawisł w głębi lądu na drewnianej żerdzi, niczym pranie na sznurku. Wielkie białe futro błyszczało nań w promieniach słonecznych tuż obok rzędu ryb dyndających w martwym grawitacyjnym szeregu. Lokalna wieść niesie, że kilka tygodni wcześniej wioskę nawiedził niedźwiedź polarny – nie trzeba Sherlocka Holmesa, żeby połączyć te kropki.
W fotogenicznym raju
Zamieszkiwana przez 93 osoby osada Tiilerilaaq wraz z opływającymi ją od zachodu wodami i lodami niezbadanego fiordu Sermilik oraz towarzyszącemu tym okolicznościom zachodowi słońca, zapewniły widoki, którym – przepraszam za to dosadne porównanie – nawet niewidomy zrobiłby zdjęcie godne okładki National Geographic. Wystarczyło jedynie naciskać spust migawki, a tapety, posty i obramowane fotografie ścienne malowały się same.
Ponieważ – według planu sytuacyjnego zawieszonego na elewacji obowiązkowego w każdej wiosce sklepu – poza kilkudziesięcioma chatami mieszkalnymi, w Tiilerilaaqu znajdowały się następujące zabudowania: rzeczony sklep wraz z pocztą, stacja benzynowa, szkoła, kościół, budynki administracyjne oraz… lądowisko dla helikopterów, największą atrakcję stanowiły właśnie widoki i to im oddaję wizualne prawo głosu.
U Flavii pod natryskiem
Z góry przepraszam za ten akapit, w którym brutalnie zburzę nabudowany uprzednio krajobrazowy romantyzm. Jednym z podstawowych powodów zejścia na ląd w Tiilerilaaqu był bowiem… ogólnodostępny prysznic. Instytucja publicznych natrysków i pralek doceniana bywa nie tylko przez mieszkańców, którzy nierzadko nie mają w swych domach dostępu do bieżącej wody, ale także przez nielicznie zapędzających się tu turystów.
Czas oczekiwania na swój opłacony przydział H2O urozmaiciły mi dziecięce zabawy wykorzystujące infrastrukturę pobliskiego boiska we wszelkie możliwe, poza zgodnym z zamysłem twórcy, sposoby, jak również łazienkowe „ogłoszenia parafialne”, a wśród nich moje ulubione – to wyjaśniające, że Flavia, prysznicowa caryca, bezwzględnie dyryguje ruchem ku higienie lokalnej i przyjezdnej ludności.
Dogłębne poznanie
Wschodniogrenlandzkie określenie Tiilerilaaq oznacza „miejsce, którego nie da się przepłynąć łódką podczas odpływu”. Podobnie jak Sermilik, wydaje się to nazwa nieprzypadkowa. Opuszczając portową zatoczkę, mój tymczasowy pływający domek dwukrotnie ucałował kilem podwodne skały. Zarządzono wówczas kilkugodzinne oczekiwanie na podniesienie poziomu wód. Mimo tego, jestem zdania, że warto było tu dotrzeć, nawet nie dla długo wyczekiwanego prysznica, lecz przede wszystkim dla niezapomnianych widoków. Kapitan mógł mieć jednak na ten temat inne zdanie…
Źródła
- https://bank.stat.gl/pxweb/en/Greenland/Greenland__BE__BE01__BE0120/BEXSTD.px/table/tableViewLayout1/
- https://visitgreenland.com/destinations/tiilerilaaq/