Każda podziemna stacja seulskiego metra (a na 23 liniach jest ich naprawdę sporo) to jednocześnie publiczny schron przeciwatomowy. Na peronach, oprócz straganów i automatów z jedzeniowym wybawieniem dla tych, którzy nie zdążyli zjeść śniadania w domu, znajdują się także szafki ze specjalistyczną żywnością i sprzętem ratunkowym. Nieśmiało przypominają one, że Koreańska Strefa Zdemilitaryzowana (Demilitarized Zone, DMZ), wbrew nazwie niemająca wiele wspólnego z zaniechaniem zbrojeń, znajduje się zaledwie 40 kilometrów (w linii prostej) od ścisłego centrum Seulu. Ba! Docierają tu pociągi linii Gyeongui‑Joungang oznaczanej na metrzanych schematach kolorem seledynowym (ich mnogość wymaga zastosowania zaawansowanej precyzji barwnej).
Demilitaryzacja na celowniku
Osi symetrii strefy zdemilitaryzowanej stanowi linia demarkacyjna (Military Demarcation Line, MDL) pokrywająca się z frontem rozdzielającym strony konfliktu w chwili podpisania zawieszenia broni w dniu 27 lipca 1953 roku. Po obu jej stronach ciągną się dwukilometrowej szerokości pasy wzmożonego militarnego dozoru demilitaryzacji. Południe dba oń przy pomocy podwójnego ogrodzenia oświetlonego i nieustannie patrolowanego na całym odcinku 250 kilometrów.
Wojskowy rozkład jazdy
Sami więc rozumiecie, że powaga sytuacji implikuje brak możliwość samodzielnego poruszania się po DMZ. Wjazd na jej teren odbywa się wyłącznie w ramach wycieczek autokarowych organizowanych przez lokalne biura podróży. Punktem inicjacyjnym przed przekroczeniem granicy obszaru dozorowanego przez armię jest centrum turystyczne Imjingak, które za sprawą licznych pomnikowych artefaktów nie pozwala zapomnieć o dramacie wojny koreańskiej.
Park pamięci Imjingak
Bolesny przedsionek DMZ
Z Imjingaku autokar marki Kia ruszył w kierunku „bramy zjednoczenia”, jak głosił szyld nad posterunkiem drogowym. Wojskowa wewnątrzautokarowa kontrola wjazdowa i wyjazdowa – jak zapewniała przewodniczka Yoon – to stały element programu przeprowadzany przez kandydatów wybieranych z „najprzystojniejszego” klucza. Nie omieszkała też wypomnieć pilnującemu swej budki strażniczej Amerykaninowi budowy ciała wyraźnie odbiegającej od koreańskiego kanonu szczupłości.
Trasa wycieczki zakładała zarówno podziemną, jak i naziemną penetrację DMZ. Tę pierwszą zawdzięczamy północnokoreańskim budowniczym tuneli mających służyć przedostawaniu się na teren południowego sąsiada. Drugą zaś nowoczesnemu punktowi obserwacyjnemu, z którego – przy dobrej widoczności – gołym okiem dostrzegalne są przygraniczne wioski pokazowe obu Korei.
Tunel infiltracyjny nr 3
Niedoszłe podziemne odwiedziny towarzyszy z Północy
Obserwatorium Dora
Optymistyczne spojrzenie na koreańskie zjednoczenie
Niestety, z uwagi na ochłodzenie stosunków międzykoreańskich na tle nuklearnym, trasa wycieczki pominęła bodaj najważniejszą atrakcję DMZ – panmunjomskie koszary wykorzystywane na potrzeby spotkań komisji rozjemczej. Na otarcie łez pozostały zakupy w sklepie sprzedającym produkty lokalnego rolnictwa.
Targ Jangdan
Zagłębie żeń‑szenia i grzybowych cukierków
Granica światów
Odnoszę wrażenie, że nieodwiedzenie Panmunjomu odebrało wycieczce do DMZ bez mała połowę sensu. Nie oznacza to jednak, że nie była ona warta poświęcenia nań niemal całego dnia. Zbliżenie do Koreańskiej Strefy Zdemilitaryzowanej niesie ze sobą potężny ładunek historyczno‑emocjonalny. Zaryzykuję wręcz stwierdzenie, że to najbardziej kontrastowa granica świata: po jednej stronie wciąż zaskakująca tempem rozwoju gospodarczo‑technologiczna potęga, po drugiej zaś kraj, o którego realiach świat wie tak niewiele, że można tylko domniemywać, czy jego mieszkańcy wiedzą o istnieniu świata.
Źródła
- Jacoby M., Korea Południowa. Republika żywiołów, Wydawnictwo MUZA, Warszawa 2018
- Korea Południowa. Zielony Przewodnik, Krawczyk A. (red.), Wydawnictwo Helion, Gliwice 2019
- http://seoulmetro.co.kr/en/cyberStation.do