Gnijące, przeciekające, wymagające ciągłych napraw, często stanowiące lepszy dom dla wszelkiej maści robactwa, aniżeli dla swych właścicieli – koreańskie hanoki jeszcze do niedawna nie cieszyły się dobrą sławą. Zresztą sam termin hanok, oznaczający dosłownie „koreański dom”, to całkiem współczesny wynalazek slowotworczy, który zadebiutował na językowej scenie w 1975 roku w charakterze antynomii „zachodniego domu”. Romantyzacja będących synonimem zacofania hanoków to poniekąd efekt międzynarodowego zachwytu nad tradycyjnym koreańskim domostwem, w wyniku którego sami Koreańczycy zaczęli w końcu dostrzegać wartość kulturową i historyczną pogardzanych dotąd chałup. Dziś mieszkanie czy prowadzenie biznesu w hanoku stało się cool, fancy, a nawet sexy… dalej już „młodzieżowy” dział mojego zasobnika słownego nie sięga.
Z gruntu koreański
Znana współczesności odsłona hanoku pamięta schyłkowe czasy panowania dynastii Goryeo, a więc wiek XIV. I choć na pierwszy rzut oka może przypominać domostwa chińskie czy japońskie, Koreańczykom bardzo nie spodobałyby się takie zagraniczne przyrównania. Wprawdzie hanokowy koncept faktycznie dotarł do Korei z Państwa Środka, jednak dopiero na półwyspie miały dokonać się kluczowe inżynieryjne udoskonalenia, emancypujące hanok jako odrębną formę architektoniczną.
Zmiana ta była gruntowna nie dlatego, że gruntownie odmieniła wygląd budynku, lecz z uwagi na to, że w gruncie się właśnie zasadzała. Ukryte w podpiwniczeniu palenisko oraz znajdujący się po przeciwnej stronie komin to jedyne osiągalne wzrokiem świadectwa biegnącego pod kamienną posadzką systemu ogrzewania podłogowego. Istnieje wprawdzie pewne historyczne ryzyko, że metoda ondol, oznaczająca dosłownie „gorący kamień”, może mieć mandżurskie korzenie, lecz nie warto poświęcać jej nadmiernej uwagi. Poza tym, tego typu rozwiązania na terenie Chin nie były rozpowszechnione na taką skalę, jak w Korei. Ponadto, mam pewne przypuszczenia, że źródłem największej – z koreańskiej perskeptywy – dumy w tej patentowej przepychance jest fakt, że na Wyspach Japońskich próżno szukać dowodów istnienia podobnej myśli technicznej.
Tradycja gnije
Latem zbawiennie chłodna, a zimą przyjemnie ciepła kamienna posadzka zdawała się oszukiwać klimatyczną rzeczywistość, zapewniając preferującym podłogowy poziom życia domownikom wygodę niezależnie od pory roku. Komfort termiczny wspomagała kolejna koreańska nowinka – drewniana weranda numaru – umożliwiająca przewietrzenie domostwa.
Nawet te cyrkulacyjne wynalazki nie chroniły jednak hanoków przed procesami gnilnymi, szczególnie dotkliwie panoszącymi się po obejściach uboższych Koreańczyków, którzy zamiast dachówek, wykorzystywali słomę ryżową. Taki „zielony” dom zwracał wprawdzie naturze odebraną jej przestrzeń, ale gdy dach zaczynała porastać bujna roślinność o skali wręcz dyniowej, sprawy zachodziły już za daleko. Konieczne były więc cosezonowe wymiany pokrycia, podobnie zresztą, jak papieru hanji, zastępującego szyby w oknach.
Biorąc pod uwagę powyższe upierdliwości, trudno się chyba dziwić właścicielom hanoków, którzy bez większego sentymentu gotowi byli porzucić swe mieszkalne place budowy na rzecz rosnących w Korei jak grzyby po deszczu wielopiętrowych blokowisk.
Nowe życie hanoków, nowe życie w hanoku
Hanoki, nawet po brutalnych doświadczeniach z okresu japońskiej okupacji oraz bratobójczego konfliktu lat 1950‑1953, nie mogły odetchnąć z ulgą. Buldożery, szykujące grunt pod zamaszyście planowane inwestycje, rozjeżdżały nie tylko postkolonialne pozostałości, lecz także tradycyjną architekturę półwyspu. I tak z około 20 tysięcy seulskich domostw, którym w 2005 roku można było przyznać historyczny znak jakości, ostała się zaledwie jedna czwarta. Aż strach pomyśleć, jak gwałtowny spadek odnotowałaby ta dana, gdyby dostępne były jej wartości wyjściowe sprzed gospodarczego boomu lat 70.
W obrębie dzielnicy Bukchon na wpis do rejestru zabytków zasłużyło nieco ponad czterysta obiektów. Bukchońskie hanoki ochronił program rewitalizacyjny realizowany od początku obecnego stulecia. Przy udziale władz miasta odrestaurowano wybrane perełki, prezentowane dziś jako pokazowe domostwa w ramach przeważnie nieodpłatnych muzeów (wśród nich na szczególną uwagę zasługuje pochodzący z epoki japońskiego kolonializmu dom, którego właścicielem był Baek In‑je – bojownik o koreańską niezależność).
Aby jednak nie popadać w nadmierny zachwyt nad działaniami seulskiego ratusza, wspomnę tylko, że zdarzały się i takie rewitalizacyjne kwiatki, w ramach których burzono stuletni hanok, by zastąpić go nowoczesnym… hanokiem.
W procesie ocalania od zapomnienia wzięły również udział środki prywatne – wiele hanoków to dziś modne restauracje, kawiarnie, galerie, butiki, sklepy z pamiątkami oraz pensjonaty. Nawet wtedy, gdy fundusze prywatne preferowały takimi pozostać w każdym tego słowa znaczeniu – zamożni seulczycy chętnie zamieszkują w domach stylizowanych na tradycyjne hanoki – spacer w otoczeniu charakterystycznych zadartych dachów to prawdziwy raj dla oka i obiektywu!
Bez planu to też plan
Bukchońska wioska hanoków, to właśnie to miejsce w Seulu, gdzie ciekawość (a nawet ciekawskość) i uśmiech nie spotkają się raczej z fangą w nos czy choćby krzywym spojrzeniem, lecz odwdzięczą zbiegami okoliczności, o których mówimy potem: „tego nie dałoby się zaplanować”. Zdecydowanie warto się tu zgubić, a jeszcze lepiej nie mieć ustalonej ścieżki i podążać za podróżniczym nosem.
Źródła
- Husarski R., Kraj niespokojnego poranka. Pamięć i bunt w Korei Południowej, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2021
- Korea Południowa. Zielony Przewodnik, Krawczyk A. (red.), Wydawnictwo Helion, Gliwice 2019
- https://english.visitseoul.net/attractions/Baek-Injes-House_/21164
- https://theseoulguide.com/baek-in-je-house-museum/