Kto by pomyślał, że przed wyjątkowo obfitą ulewą, która jakoby starała się podkreślić subtropikalny klimat wyspy Jeju, uchroni mnie… seks… a dokładniej Muzeum seksu i zdrowia. Doskonale sprawdziło się ono w roli chroniącej przed deszczem wiaty przystankowej o dodatkowych walorach kulturalnych wpisujących się w popularną na Jeju turystykę podróży poślubnych. To istna mekka miodowych miesięcy, tygodni lub chociaż weekendów – w zależności od stopnia zapracowania małżonków, dla których wczasy na najsłynniejszej południowokoreańskiej wyspie mogą niechybnie okazać się najdłuższym okresem wypoczynkowym przed przyobleczeniem się w ciasno opinające szyję i kończyny uprzęże codziennych obowiązków.
Luwr pośród muzeów seksu
Zlokalizowane w południowo‑zachodniej części Jeju Muzeum seksu i zdrowia to niejedyny wokołozwiązkowy przybytek na wyspie, ale z pewnością najbardziej imponujący, jako że tytułujący się mianem największego nie tylko w Korei, ale i na świecie. W dwupoziomowej hali wystawowej oraz w okalającym ją parku, powierzchniowo zbliżonym do boiska piłkarskiego, zgromadzono ponad 5 tysięcy eksponatów, odmieniających seks przez wszystkie przypadki. Erotyka zawładnęła także sklepikiem z pamiątkami, a nawet oznaczeniami toalet!
Pierwszy przypadek: tabu
W koreańską debatę seksualną wprowadziła mnie grupa rozemocjonowanych turystek, które z ciekawością nachyliły się do niewielkich otworków wydrążonych w ścianie imitującej tradycyjny hanok. O tym, że nie spodziewały się podejrzeć w ten sposób filmowej projekcji, na której para kochanków oddawała się cielesnym uciechom, poinformowały mnie ich teatralne żachnięcia, szczelnie wypełniające całą salę, niczym krzyk wydawany po oparzeniu się rozgrzanym żelazkiem.
W następnym pomieszczeniu, w którym podniecenie wzbudzano w odwiedzających przy pomocy zmysłów pozawzrokowych, zarówno pod względem eksponatów, jak i reakcji odbiorców, robiło się coraz ciekawiej. Skierowany przede wszystkim do koreańskich gości seks telefon z nagraniami w żeńskim i męskim wydaniu oraz nieobarczone już żadnymi barierami dostępnościowymi imitacje genitaliów obu płci, przedstawione dotykowej eksploracji w zaciemnionej przestrzeni budziły najwięcej emocji, zdradzając niejako, że seksualność należy w Korei do sfery tabu.
Drugi przypadek: edukacja seksualna
Po naznaczonych czynnikiem szokowym salach inicjacyjnych, kierunek zwiedzania przeprowadzał gości przez poświęcony edukacji seksualnej obszerny cykl infografik, odpowiadających za drugi rzeczownik w muzealnej nazwie (ku przypomnieniu: Muzeum seksu i zdrowia).
Być może dlatego, że program lekcji wychowania do życia w rodzinie w Polsce trudno odebrać inaczej, niż w kategoriach żartu, poruszenie kwestii takich, jak stymulacyjne bogactwo pozycji seksualnych, masturbacja i zabawki erotyczne czy sprawność seksualna seniorów, wzbudziły moje uznanie do tego stopnia, że gotów byłem wybaczyć nawet użycie czcionki Comic Sans MS w niektórych nagłówkach. Gdyby większość nie była objęta koreańską wyłącznością przekazu, zapoznanie się z przedstawionymi nań informacjami zapewne miałoby szansę dostarczyć najpełniejszy wykład na temat edukacji seksualnej w całym moim życiu.
Trzeci przypadek: sztuka kochania
Niejako na rozluźnienie po etapie wiedzowym, w dalszym toku zwiedzania przewidziano ekspozycję udowadniającą, że wyobraźnia erotyczna rodzaju ludzkiego potrafi przybrać najróżniejsze mnogopenisowe i wielowaginalne formy. Część eksponatów – przy założeniu oryginalności ich pochodzenia – reprezentowałaby wartość archeologiczną, jak to miało miejsce w przypadku ceramicznych przedstawień erotycznych jurnego peruwiańskiego ludu Moche.
Pozostałe walczyły o uwagę obserwatora przede wszystkim genitalnymi formami wyrazu – niekiedy subtelnymi, niczym wulwodrzeworyty, innym razem ordynarnie prężącymi swe wdzięki na pierwszym planie. W tym gronie, wśród moich faworytów znalazła się zmumifikowana erekcja rodem ze starożytnego Egiptu, peniso‑amor wdzięcznie trzepoczący u sufitu swymi rachitycznym skrzydełkami oraz drewniane prąciokapliczki. Hetera, w której anatomii łokcie zastąpiły moszny, zaś przedramiona przybrały postać falliczną, miała natomiast duże szanse nawiedzić moje koszmary senne, choć w świadomej ich fazie jak dotąd tego jeszcze nie uczyniła.
Uczy i bawi
Muzeum seksu i zdrowia na Jeju potrafi uczyć, bawić i szokować jednocześnie. Nie ma jednak niestety wpływu na warunki atmosferyczne – dwie spędzone w nim godziny nie wystarczyły, by zgromadzone nad wyspą zasoby hydrologiczne uległy wyczerpaniu. Ku burzliwej refleksji, chciałbym więc wbić w mrowisko nie tyle kij, co wręcz cały konar: ciekaw jestem, jak taka wystawa przyjęłaby się w Polsce…
Źródła
- https://english.visitkorea.or.kr/enu/KOO/OO_EN_13_9_2.jsp?cid=2668978&readCount=143
- https://lonelyplanet.com/south-korea/jejudo/southern-jejudo/attractions/museum-of-sex-health/a/poi-sig/1428637/357424
- http://sexmuseum.or.kr/Purpose
- https://visitjeju.net/en/detail/view?contentsid=CONT_000000000500039