Była czwarta rano. Idealna pora by właśnie przewracać się na drugi bok, mając przed sobą co najmniej dwie, jak nie osiem godzin snu. O tej porze, o której słońce nawet nie próbuje muskać ziemi ojczystej, można mieć też przed sobą godzinę lotu do kraju, którego liczba mieszkańców nie różni się w widoczny sposób od liczby użytkowników warszawskich ulic w drodze na lotnisko
Tytułem wstępu wyobraźmy sobie pewną scenkę rodzajową: dawno dawno temu, za Tatrami, za lasami, w pewnej nie tak odległej krainie zwanej przez (jakże nielicznych) rdzennych mieszkańców Słowacją, na brzegach Dunaju doszło do spotkania dwojga ludzi. Idący z południa Brat, stanąwszy na brzegu ujrzał po przeciwległej stronie piękną Sławę. I choć zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia, miłość ta
Warszawa Centralna od lat rozpaczliwie domaga się remontu, a nowoczesna antresola upchnięta na siłę w tę śmierdzącą halę nie ratuje wizerunku warszawskiego dworca. Wsród tych nieprzychylnych głosów był także i mój, który jednak zdecydowanie zamilkł po wizycie na bratysławskim dworcu głównym. A więc ku pokrzepieniu serc i w myśl zasady „cudze chwalicie, swego nie znacie”, czas na słów kilka o słowackiej
Mozaikowatość Bratysławy urzekała nas już od pierwszych kroków, jakie postawiliśmy na słowackiej ziemi. Niemal na każdym kroku wzrok przyciągały zarówno całe budynki, jak i inne świadectwa ludzkiej aktywności zmierzające (w teorii) do uporządkowania i upiększenia przestrzeni publicznej. Najczęściej jednak były to mniejsze lub większe pozostałości minionej już w teorii epoki, która jak się jednak okazało,
To miała być zwyczajna wycieczka do polecanych w jedynym na cały Empik przewodniku po Bratysławie (i okolicach) małokarpackich miasteczek. Z racji, że każde z nich było na mapach Google’a ledwie maleńką (ale, jak zapewniał przewodnik, bardzo urokliwą) kropeczką, postanowiliśmy odwiedzić je wszystkie jednego dnia. Naprzeciw naszym planom wyszły uwarunkowania geograficzne, jako że dystans między owymi kropeczkami
Obok architektonicznego Vivat! NIEnajpiękniejsi w Bratysławie (subiektywna lista najdziwniejszych obiektów Bratysławy) równie ważne miejsce w naszych wspomnieniach zajmuje konkurs na najśmieszniej brzmiące wyrażenie rodem ze słowackiego języka. Słowacki język bawił i uczył na każdym kroku, uśmiechając się do nas z billboardów, reklam, programów telewizyjnych czy zasłyszanych rozmów tubylców. Bawił nas tym, jak z pozoru zwyczajne
Recent Comments