Prawidła wszechświata zazwyczaj działają w sposób następujący: jest sobie oddzielony od kontynentalnego zgiełku grubą oceaniczną obramówką islandzki skrawek lądu oraz tak zwana reszta świata. Obie te rzeczywistości wchodzą sobie w drogę nadzwyczaj rzadko, jak na współczesne realia globalizacji, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę obszary dalece pozarejkiawickie. Zdarzają się jednak na osi czasu tej nienaznaczonej zbytnim wzajemnym zainteresowaniem równoległej egzystencji takie wypadki, przez które niepozorna raczej islandzka wysepka ekspresem trafia na żółte paski informacyjne głównych wydań wiadomości pod każdą szerokością geograficzną. Tak było w 2010 roku, gdy wybuch wulkanu Eyjafjallajökull sparaliżował ruch lotniczy nad znaczną częścią kontynentu europejskiego, powstrzymując samego Baracka Obamę przed wzięciem udziału w pogrzebie Lecha i Marii Kaczyńskich w Krakowie. Tak było również w roku 2021, kiedy świat z zapartym tchem przyglądał się lawie wypływającej z wulkanu Fagradalsfjall.
Wybuchowa przytulanka…
Skrócony i wybiórczy poczet gniewnych islandzkich wulkanów, mający na celu nabudowanie dramaturgii przed przedstawieniem bohatera niniejszego posta, niechaj z hukiem otworzy… Laki. Prawda, że imię to idealnie pasowałoby do przesłodkiego szczeniaczka albo uroczej przytulanki? Tymczasem to autor prawdopodobnie najtragiczniejszej w skutkach wulkanicznej katastrofy o islandzkich korzeniach. Jego erupcję z lat 1783‑1784 trudno może – pod względem koszmarnych w skutkach konsekwencji – porównywać do strat pierwszo- czy drugowojennych, jednak nie sposób odmówić mu prawdziwie niszczycielskiej i destrukcyjnej siły (niechaj ta celowa synonimiczna minityrada tym bardziej ją podkreśli).
Ogromne ilości popiołów wyrzuconych do atmosfery przez Lakiego (kto pomyślał teraz o puszystym piesku?) zniszczyły wiele upraw, co było dotkliwym ciosem dla Islandii, na której i bez tego nic praktycznie nie rosło. Pozbawienie mieszkańców dostępu do jakichkolwiek płodów rolnych, a także do wody, jako że zatruciu uległy nie tylko gleby, lecz również rzeki, doprowadziło do klęski głodu, wskutek której życie straciła jedna trzecia mieszkańców wyspy. Kolejna jedna trzecia wyemigrowała zaś w obawie, że miejsce, w którym pozostała ostatnia jedna trzecia, nigdy już nie będzie zdatne do życia.
… i jej dalekosiężne skutki
Islandia bywa w atlasie dorysowywana na oddzielnym skrawku mapy, jako że zachowanie faktycznego jej oddalenia od Europy kontynentalnej poskutkowałoby koniecznością nadmiernego użycia oceanicznoniebieskiej kredki i niepotrzebnym zmniejszeniem prezentowanych obszarów. Pomimo tego, skutki erupcji Lakiego błyskawicznie dotarły do tej części kontynentu, która bez problemu mieści się zgrabnie na kartce A4.
Nie były to jeszcze czasy lotnictwa, ale gęste mgły nie pozostały bez wpływu na kluczowy wówczas transport morski. Zamknięcia portów prowadziły do rozprzestrzeniania się niedoborów żywności, a to, co udało się wyhodować – w wyniku podwyższonej temperatury – i tak szybko gniło.
W samej Wielkiej Brytanii przesyłka powietrzna w postaci wulkanicznych wyziewów doprowadziła do śmierci około 23 tysięcy osób. Wielu historyków uważa nawet, że powszechny głód dotykający także Francję, stał się jedną z przyczyn wybuchu Wielkiej Rewolucji Francuskiej. W niszczycielskiej strefie wpływów znalazł się nawet Egipt – tam wulkaniczne naleciałości doprowadziły do ponadprzeciętnie niskich opadów, w efekcie – nilowej posuchy, a także – co chyba nie będzie już żadnym zaskoczeniem – śmierci głodowej wielu mieszkańców.
Szacuje się, że wydobyty z Lakiego pył wulkaniczny pogrzebał wówczas w sumie około sześciu milionów ludzi!
Jego Gniewność Eyjafjallajökull
W kwietniu 2010 roku prezenterzy serwisów informacyjnych łamali sobie języki, próbując płynnie i bez zająknięcia wymówić nazwę Eyjafjallajökull. Należało przecież z szacunkiem odnosić się do wulkanu, którego wybuch zawiesił około dziewięciuset tysięcy połączeń lotniczych nad Europą (podpowiem tylko, że – aby nie rozeźlić spokojnego na dzień dzisiejszy wulkanu – podwójne „l” należałoby wypowiadać jako jednogłośne „tl”, co wydawać się może dość nienaturalne, jednak miejscowym udaje się oczywiście bezbłędnie).
Nawet jeśli powiem, że złowrogi w 2010 roku Eyjafjallajökull, wyrzucając z siebie w latach 1821‑1823 ogromne ilości fluoru, najprawdopodobniej przyczynił się do poprawy stanu kości u ludzi i zwierząt w owym czasie, nie doprowadzę raczej do ocieplenia wulkanicznego image’u. Nikomu na usta nie ciśnie się chyba kampania społeczna pod hasłem: „Wdychaj pył wulkaniczny, będziesz wielki!”, a drzemiące i od czasu do czasu brzmiące i grzmiące stożki wulkanów budzą respekt i podziw, a także przyciągają licznych adoratorów ukrytej w naturze potęgi.
Można by wręcz rzec, że wybuch z 2010 roku niejako spowodował boom (ha, ha, bardzo śmieszne…) na turystykę wulkaniczną na Islandii. Mimo, że pył po tamtych wydarzeniach dawno już opadł, lawa pod ziemską skorupą nigdy przecież nie zasypia, szukając coraz to nowych źródeł ujścia swej nieposkromionej energii.
Ciepłe lawowe bułeczki
Najświeższy i wciąż jeszcze ciepły przejaw islandzkiego wulkanizmu ma na imię Fagradalsfjall i doprawdy bardzo łatwo się z nim zaprzyjaźnić. To bowiem najdogodniej zlokalizowana islandzka erupcja od momentu, w którym kraj ten zaczął odgrywać istotną rolę w międzynarodowej turystyce. Podążając trasą łączącą międzynarodowe lotnisko w Keflavíku ze stolicą kraju, powstałe w 2021 roku pole lawowe mija się z odległości niewiele ponad dziesięciu kilometrów w linii prostej, a jadąc do słynnych term Blue Lagoon, o wystający kawałek niedawno zastygniętej lawy można by wręcz przebić oponę.
Łatwo nie jest natomiast pod względem nazewnictwa nowej islandzkiej atrakcji turystycznej. Trudne do przeczytania w myślach, a co dopiero do wymówienia i całkiem bełkotliwie brzmiące w ustach Islandczyków imię Fagradalsfjall, ma jednak dla odmiany dość proste znaczenie. Wystarczy tylko odnaleźć w tej rozsypance wyrazowej trzy islandzkie słowa: fagra (wymawiane jako: fiera) – piękna, dal – dolina oraz fjall – góra. Słowotwórczy miks 3 w 1 oznaczać może więc górę w pięknej dolinie.
Nudny wybuch?
Był marcowy wieczór 2021 roku, kiedy lawa, więziona od sześciu tysięcy lat w ogromnej podziemnej komorze, rozerwała skorupę ziemską, by na nowo uformować powierzchnię Półwyspu Reykjanes… Tego rodzaju dramaturgia nie przystoi chyba jednak faktycznemu przebiegowi wydarzeń. W przeciwieństwie do 2010 roku, erupcja wulkanu Fagradalsfjall była efuzywna, czyli w skrócie – bez fajerwerków. Lawa zaczęła po prostu stopniowo wydobywać się przez szczeliny w skorupie ziemskiej, raz po raz fundując obserwatorom widowiskowe rozbłyski.
Fagradalsflall popełnił jeszcze kilka błędów strategicznych, które sprawiły, że do opisu jego erupcji nie za bardzo pasuje słowo „gwałtowna”. Po pierwsze: nie nosił czapki lodowcowej, a więc topniejący lód lodowcowy nie dostał się do krateru, czym mógłby rozskwierczeć lawę niczym woda wzbudzająca gorący olej na patelni. Po drugie: przedwcześnie zdradził swe plany wstrząsami sejsmicznymi, nękającymi okolice Rejkiawiku na kilka tygodni przed ostatecznym coming outem.
W erupcyjnym kontekście, znacznie bardziej adekwatna niż pytanie „czy?”, była więc pytajnikowa para: „gdzie?” i „kiedy?”. Precyzyjna odpowiedź zaś brzmi – na północny zachód od rybackiej wioski Grindavík, od godziny 21:30 w dniu 19 marca.
Nowa atrakcja turystyczna na mapie Islandii
Pole lawowe powstałe w wyniku aktywności Fagradalsfjall to zaledwie dywanik łazienkowy w porównaniu z rozległymi arrasami utkanymi na powierzchni kraju przez inne erupcje. Niechaj łzy zawodu otrze fakt, iż do produkcji tego – miejmy nadzieję – przywannowego, nie zaś przysedesowego podnóżka, wykorzystano najwyższej jakości materiały – najstarszą wydobytą na powierzchnię Islandii lawę od około siedmiu tysięcy lat!
Choć erupcja oficjalnie zakończyła się 16 października 2021 roku i lawowe nici dawno już wyblakły, nadal nie można powiedzieć, że jest to miejsce całkowicie wymarłe. Wprawdzie brak tu żywej czerwieni, jednak gdzieniegdzie, z popękanej skorupy wciąż wydobywają się gazy wulkaniczne, a dokładniejsze spojrzenie na porowatą szarość pozwoli dostrzec ciekawe przebarwienia.
Z uwagi na niestabilność nowego skałotworu, zalecany jest z nim przede wszystkim kontakt wzrokowy, z pominięciem odgórnej eksploracji. O tym, z czym może wiązać się spacer po pokrywie lawowej przekonała się pewna turystka, która swoim możliwościom zaufała wyłącznie w zakresie „tam”, nie zaś już „z powrotem”. Do uratowania niedoszłej wulkanicznej zdobywczyni potrzebny był aż helikopter straży przybrzeżnej. Lokalna grupa poszukiwawcza oceniła bowiem, że poruszanie się po polu lawowym jest zbyt niebezpieczne, by przeprowadzić naziemną akcję ratunkową.
Same zdjęcia magmowych wyziewów nie są chyba jeszcze dowodem na to, że wlazłem na lawowy dywan, prawda?
Zmniejszanie dystansu lawowego
Z powodu trwającego do niedawna meblowania doliny przy pomocy nowego lawowego dywanu, początkowe trasy obserwacyjne uległy zdezaktualizowaniu. Obecnie wykorzystywany jest szlak C, sugerujący obecność poprzedników – A i B oraz parking 2 – istnienie pierwszej edycji prowizorycznego (choć nie samozwańczego) miejsca do pozostawiania pojazdów mogę poświadczyć osobiście, jako że mija się je w pierwszej kolejności w drodze z Grindavíku.
Widok z Wielkiego Barana
Poza spacerem wokół lawowego jęzora na tak zwanym Nocnym Pastwisku (Nátthagi), pamiętającym jeszcze dawne zastosowanie doliny, można wybrać się także na widokowy trekking po grzbietach pobliskich wzniesień. Skalny ciąg obserwacyjny nosi bardzo adekwatną nazwę Langihryggur oznaczającą po prostu długi grzbiet.
Najwyższym punktem Długiego Grzbietu jest Stóri Hrútur o wysokości 355 metrów n.p.m. Ponieważ wspomniany poziom morza widać stąd gołym okiem, niezbyt imponujący wzrost można chyba Wielkiemu Baranowi wybaczyć, tym bardziej, że jest to wystarczające uniesienie do wulkanicznej obserwacji.
Głodnemu wiatr w oczy… i w kanapkę
Ten niewinny z pozoru szlak zapamiętam jako miejsce, w którym doświadczyłem nieznanej mi dotąd siły wiatru, zdolnej nawet przewrócić człowieka. I nie jest to bynajmniej próba podkoloryzowania rzeczywistości kanciastą acz rozbudowaną przydawką, lecz najprawdziwsza prawda – wystarczyła chwila nieuwagi, bym padł na kolana na skaliste podłoże!
Na szczęście nie wypuściłem przy tym zakupionego wcześniej na stacji benzynowej tosta z wędliną i sałatką jarzynowa (ona też była wewnątrz kanapki!). Z drugiej jednak strony, brak styczności z podłożem nie uchronił go wcale przed zabrudzeniem, które cały czas „wisiało w powietrzu”. To doprawdy przedziwne uczucie obserwować, jak porywisty wiatr wydziera spomiędzy kromek pojedyncze kawałki warzyw, ciskając nimi w zamgloną otchłań, i jednocześnie rozrywa na pół tostowe „pieczywo”, kolorując czarnym pyłem poszarpany kawałek konserwowej szynki, który potem niewiarygodnie wręcz chrzęścił między zębami…
Jak się okazało, nie była to chyba najlepsza pora na konsumpcję, jednak wyjętą z plecaka jeszcze w znośnych warunkach wietrznych kanapkę nie sposób było schować, gdy Pani Pogoda ustawiła potencjometr z napisem „prędkość wiatru” na maksymalne wskazania. A jakby pogodowych atrakcji było mało, na kilkanaście minut do wiatrowej wyrzutni załadowano amunicję w postaci miotanego z naprawdę dużą szybkością gradu. Urozmaicenie to przypadło już na szczęście po zjedzeniu kanapki i osadzonego na niej wulkanicznego pyłu.
Chwilę później, i wyłącznie na bardzo krótką chwilę, przez gnane wiatrem chmury, przebiły się promienie słoneczne, co tylko potwierdza słuszność islandzkiego powiedzenia: jeśli nie podoba ci się aktualna pogoda, poczekaj pięć minut.
Reżyser i dentysta w starciu z wulkanem
W moim subiektywnym zestawieniu wydarzeń zaskarbiających Islandii międzynarodowy rozgłos, zidentyfikowałem jeszcze jeden, nadzwyczaj współczesny ewenement. Podczas piłkarskich Mistrzostw Europy w 2016 roku, gniewni islandzcy wojownicy pod wodzą trenera dentysty i z reżyserem filmowym na bramce wzbudzili strach wśród zawodowych drużyn z całego kontynentu, w szczególności zaś profesjonalnych kolegów z nieco większej wyspy, na której liczba zarejestrowanych piłkarzy trzynastokrotnie przewyższa liczebność mieszkańców Islandii. Kiedy – po wyeliminowaniu Anglików na etapie 1/8 finału – półamatorscy piłkarze poddali się w ćwierćfinale potędze późniejszych wicemistrzów – Francuzów, Europa zdawała się płakać łzami zdolnymi zmyć z kart historii nawet wulkaniczne grzechy Islandii.
Na kolejne sukcesy dzielnych zawodników z Krainy Ognia i Lodu chyba się jednak nie zanosi. Chcąc nie chcąc, wypadałoby więc przyjąć, że tym, co najskuteczniej kieruje uwagę świata ku Islandii, jest właśnie wulkanizm, rozpalający nie tylko skorupę ziemską, ale i ludzką wyobraźnię.
Źródła
- https://forbes.com/sites/davidbressan/2021/03/23/how-to-name-and-pronounce-a-new-icelandic-volcano/?sh=29534e615350
- https://grayline.is/blog/icelandic-names-translated-to-english
- https://guidetoiceland.is/nature-info/live-feed-from-the-fagradalsfjall-volcanic-eruption-in-geldingadalur
- https://guidetoiceland.is/nature-info/the-complete-guide-to-geldingadalur-volcanic-eruption
- https://guidetoiceland.is/pl/informacja-turystyczna/pogoda-i-zorza-polarna-na-islandii
- https://guidetoiceland.is/pl/islandzka-natura/wulkany-na-islandii
- https://guidetoiceland.is/pl/zaplanuj-trase/eyjafjallajokull
- https://hiticeland.com/places_and_photos_from_iceland/eyjafjallajokull
- https://icelandnews.is/wiadomosci/z-kraju/nowe-pole-lawy-nadal-jest-niestabilne-i-niebezpieczne
- https://iseyskyr.is/vorur/isey-skyr-med-karamellupoppi—serutgafa
- https://rmf24.pl/raporty/raport-euro2016/fakty/news-nietypowa-islandia-trener-dentysta-bramkarz-rezyser-i-kibice,nId,2229699#crp_state=1
- https://theguardian.com/football/2016/dec/29/2016-football-moment-to-remember-iceland-euro-2016
- https://tvn24.pl/programy/dentysta-rezyser-i-100-profesjonalnych-pilkarzy-na-anglie-w-sam-raz-ra656672
- https://visitreykjanes.is/en/volcano-eruption/eruption-information/hiking-and-parking
- https://volcanodiscovery.com/fagradalsfjall.html