Jeden z parkingów w Parku Narodowym Þingvellir różni się od pozostałych. Zamiast osobówek, zajmują go busy wypożyczalni sprzętu nurkowego, który schnie na około na wszelkich możliwych barierkach okalających asfaltowy plac. Podczas gdy w jednej furgonetce podpisywane są ekstremalne zgody formalne, w innej, za plastikową zasłonką, przebierają się ci, którzy już za chwilę zanurzą się w słynnej szczelinie tektonicznej.
Drobnym druczkiem
Zdementujmy – ciasne zagłębienie Silfra nie pozwala na utrzymywanie jednoczesnego kontaktu fizycznego zarówno z płytą północnoamerykańską, jak i euroazjatycką. Nurek rozpościerający swe szerokosiężne ramiona między dwiema skalnymi ścianami z pewnością jest chwytliwym nadrukiem na pamiątkowych koszulkach, ale prawda jest taka, że dotyka on skał uformowanych siłami trzęsienia ziemi z 1789 roku w obrębie strefy ryftowej. Wspomniane płyty tektoniczne dzieli zaś nawet 40‑50 kilometrów, a dystans ten poszerza się w tempie 2 centymetrów rocznie.
Na zdrowie!
Trzęsienie ziemi z końca XVIII wieku rozwarło w rejonie Þingvelliru kilka szczelin, spośród których to właśnie Silfra, z turystycznego punktu widzenia, miała najwięcej szczęścia, sięgnąwszy aż do podziemnego źródła z wodą roztopową z pobliskiego lodowca Langjökull. Dzięki niemu skalne zagłębienie wypełniło się wodą, a nieco później także turystami.
O ile turyści to gatunek całkiem pospolity, o tyle tutejsze H2O zasługuje na kilka linijek uwagi. Proces filtracji ciekłego wypełnienia Silfry zajmuje powstałemu z zastygłej lawy porowatemu skałotworowi od trzydziestu do nawet stu lat. Przyznacie więc, że to działalność zakrojona na znacznie szerszą, niż w przypadku dzbanków Brita, skalę. Ba, spotkałem się wręcz z podsyconym zapewne narodową dumą przekonaniem, jakoby Silfra dysponowała najczystszą wodą na świecie. Podczas (s)nurkowania nie obawiajcie się więc zachłysnąć albo wręcz z premedytacją zaczerpnąć haust cieczy skalnej produkcji. Bije ona na korek Muszyniankę i oligocenkę razem wzięte!
Poza walorami smakowymi, które z przyjemnością poświadczam, silfrzańskie wody odznaczają się także doskonałą widocznością sięgającą nawet do stu metrów wgłąb. Być może to jedna z istotniejszych przyczyn liczebnej dominacji „snurków” nad nurkami.
Piankowa izolacja
Mało kogo zniechęci stała, uwarunkowana lodowatymi roztopowymi dostawami, temperatura wody utrzymująca się na poziomie około trzech stopni Celsjusza. Dostarczany przez organizatorów piankowy ekwipunek nurkowy, z pominięciem wybiórczych fragmentów twarzy, zapewnia zaskakująco skuteczną izolację, serwując jednocześnie mózgowi niezłą zagadkę bodźcową spowodowaną wymieszanymi sygnałami termicznymi docierającymi przykładowo z okutanych w grube rękawice dłoni oraz obejmujących rurkę siniejących ust.
O ile nurkowanie w Silfrze wymaga pochwalenia się patentem, o tyle dryfowanie na powierzchni podwoziem do dołu dostępne jest dla homo sapiens niemalże bez żadnych ograniczeń. Na każdego przewodnika przypada sześcioro chętnych, a jednym z uczestników w mojej grupie był… bardzo wesoły i dziarski dziewięćdziesięcioletni Amerykanin, którego dzieci i wnuki z godnym podziwu zapałem zapoznawali z islandzkimi atrakcjami.
Kakao i ciastka
Choć zanurzając się w Silfrze, nie wystąpicie w roli ludzkiego przewodnika między płytami kontynentalnymi, fakt, że jest to jedyne miejsce na świecie, umożliwiające „nurking” i snorkeling w szczelinie powstałej w strefie ryftowej robi wrażenie. A jeśli kogoś nie przekonuje ani możliwość wpisania do CV tego unikalnego osiągnięcia, ani niesamowite podwodne krajobrazy, niechaj da się podtopić dla ciepłego kakałka oraz ciasteczek serwowanych po wyjściu z wody.
Źródła
- https://dive.is/dive-sites/silfra
- http://tobias-weisenberger.de/6Iceland.html